“Pączek, to pączek – nie drąż tematu! Dziś tłusty czwartek, raz do roku i tak zjem co mi się należy”. – usłyszałam i… postanowiłam napisać ten post.
Właśnie, że będę drążyła, bo pączek pączkowi nie równy.
Ale spokojnie.
Nie będę Wam pisała, że pączek, to 400 kcal. Nie napiszę jak długo trzeba skakać na skakance, żeby go spalić, bo sama tego nie wiem dokładnie (ale zakładam, że długo), nie napiszę też że Wasz max to 2 sztuki i ani gryza więcej, bo inaczej czeka Was śmierć w męczarniach na powikłania cukrzycy… Chcę tylko, żebyście dokonali dobrego wyboru! Żebyście wiedzieli na co zgadzać się nie można, czego w pączku być absolutnie nie powinno. A za co warto zapłacić więcej.
tłusty czwartek
Gdzie nie pójdę do sklepu tam widzę pączki. Są wszędzie, a ich cena waha się od 49 groszy do ok. 6 zł za sztukę.
Za co płacimy? Oj, długo by wymieniać.
We wnętrzu pączka możemy znaleźć: toffi, nadzienie z banana, advocat, coś sztucznego o smaku kokosa, jak również tradycyjną marmoladę i (jedyne słuszne, jak dla mnie nadzienie) konfiturę z róży.
Do tego obowiązkowo polewy, bo przecież sam pączek to za mało. Są zatem polewy we wszystkich kolorach tęczy i przyklejone do nich kolorowe dodatki: bajkowe proszki, posypki w kształcie jednorożców, jadalny brokat i inne świecidełka zamiast zwykłego cukru pudru albo oblepiającego całą twarz lukru…
Istne cukrowo-tłuszczowe szaleństwo!
pączek sklepowy
Mąka pszenna, tłuszcz palmowy, serwatka, mąka sojowa, jaja w proszku, emulgatory: E471, E472e, lecytyna rzepakowa, substancje przeciwzbrylające, guma guar, kwas askorbinowy, regulator kwasowości, kwas sorbowy jako środek konserwujący, ksylanaza, amylaza, fosfolipaza, barwnik: E101 (na szczęście ten akurat jest naturalny), karagen, guma guar, tłuszcze utwardzone, olej palmowy, całkowicie utwardzony tłuszcz palmowy, stabilizatory, jajka w proszku, syrop glukozowy lub glukozowo-fruktozowy, barwniki, czasem można trafić na koncentrat z marchwi albo skrobię modyfikowaną, na pektyny, aromaty i wiele innych zależnych od nadzienia.
*moja wtyczka od SEO krzyczy, że to zdanie jest za długie… noo cóż, nie moja to wina… nic z tym nie zrobię 😉
Ciekawe co na ten skład powiedziałaby Pani Ćwierciakiewiczowa – moja guru od tradycyjnych domowych pączków.
Pani Lucyna swoje pączki robiła z 1,5 kwarty mąki i 15 żółtek, a ciasto zarabiała “z godzinę”, aby odchodziło od ręki. Jej przepis zaczyna się od słów: chcąc mieć paczki na godzinę na przykład 9 wieczór trzeba o godzinie 2 wziąć się do roboty…
Taka jest cena smaku i wysokiej jakości. Dodam, że pączki z jej przepisu udają się zawsze!
Ale dziś mam wrażenie liczy się cena – ma być tanio, szybko i dużo. I to jest smutne.
pączek domowy
Co będzie w pączku o akceptowalnym składzie (zbliżonym do domowego)? Mąka, drożdże, masło, mleko, trochę cukru i marmolada lub konfitura. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy chce i ma możliwość smażyć pączki samodzielnie. Jednak podkreślam ten skład, abyście mieli świadomość jak krótki powinien on być na etykiecie produktu w sklepie. Proście o skład – w cukierni czy piekarni i szukajcie go na opakowaniach pączków pakowanych (zresztą nie tylko pączków).
Nie dajcie się nabrać na tanie gnioty z olejem palmowym i konserwantami.
tego nie kupuj
Składniki, które powinny spowodować, że grzecznie podziękujecie za pączka, odwrócicie się na pięcie i wyjdziecie z cukierni (sklepu):
tłuszcze utwardzone, olej/tłuszcz palmowy, substancje konserwujące, stabilizatory, jajka w proszku, syrop glukozowy lub glukozowo-fruktozowy, barwniki (w tym koszenila).
Chcecie zjeść pączka, to zjedzcie, ale z dobrym i krótkim składem!
Na zdrowie!
Tłusty czwartek w domu? Tłusty czwartek na diecie? To tutaj jeszcze macie przepis na:
Co człowiek to opinia. Niektóre badania potwierdzają dobroczynne właściwości mleka. Według innych – powinniśmy unikać każdego rodzaju mleka, z wyjątkiem mleka matki, którym jesteśmy karmieni w okresie niemowlęcym.
Kto ma rację?
Pij mleko będziesz wielki?
Mleko zawiera w swym składzie składniki odżywcze niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Pełnowartościowe białko, cukier mleczny (laktoza), tłuszcz (głównie nasycony), sole mineralne (przede wszystkim dobrze przyswajalny wapń oraz fosfor, potas, sód, magnez i in.) oraz witaminy (B2, B12 i PP oraz tłuszczorozpuszczalne A, D, E, K, pełniące także rolę antyoksydantów). Oczywiście, te składniki znajdziemy także w innych powszechnie dostępnych produktach spożywczych. Ponadto jest bogate w cały szereg związków jak: immunoglobuliny, hormony, czynniki wzrostowe, enzymy oraz inne aktywne biologicznie białka.
Pomimo tylu dobroczynnych cech jakie ma w sobie ten biały napój, spożycie mleka w ciągu ostatnich lat stale spada. Przez co, m.in. zmniejsza się szansa na zaspokojenie zapotrzebowania organizmu na wapń (przeciętny Polak zaspokaja dobowe zapotrzebowanie na ten składnik mineralny w ok. 55 %). Dzieje się tak za sprawą rewolucyjnych tez wysuwanych przez wielu badaczy, niestety nie zawsze wiarygodnej reputacji. Przytaczane przez nich badania dotyczą przede wszystkim niekorzystnego wpływu mleka na stan naszego kośćca, oczu (z zapaleniem rogówki oka włącznie) oraz powodowanie nieodwracalnych zmian w układzie naczyniowo-sercowym. Artykuły krzyczące “Mleko cichy zabójca” robią furorę!
Czym uzasadniane są te rewolucje? Co się stało, że kiedyś zmuszano nas do picia co najmniej szklanki gorącego mleka dziennie, a dziś namawia się do porzucenia całkowicie tego napoju. Dlaczego neguje się jego dobroczynne właściwości?
Człowiek, podobnie jak pozostałe ssaki, przystosowany jest do spożywania mleka tylko w okresie niemowlęcym. Poza tym, każdy gatunek ssaków powinien pić mleko tylko swojego gatunku. I tak: mleko krowie jest dla krów a mleko ludzkie dla ludzi. Jesteśmy jedynym gatunkiem, który pije mleko innych ssaków i to długo po okresie niemowlęcym.
Trudno z tym dyskutować, ale ten zarzut jest naprawdę absurdalny. Dlaczego nikt nie oburza się, gdy w Tłusty Czwartek jako jedyni na tej planecie opychamy się pączkami. Albo na to, że jesteśmy też jedynym gatunkiem, który wycina lasy czy buduje kopcące fabryki… hmm? 😉
tłuszcz
Pod lupę brany jest skład mleka, głównie tłuszcz. Zawartość tłuszczu w mleku waha się od 2,7 – 5,5 %. Jednak w procesie technologicznym jest on normalizowany, w tej chwili na półkach sklepowych stoi mleko o zawartości tłuszczu 0 %, 0,5 %, 1,5 % 2 %, 3,2 %. Od pewnego czasu można spotkać także mleko 3,8 % nazwane Junior. Co sugeruje, że u dzieci występuje zwiększone zapotrzebowanie na tłuszcze – co nie jest do końca prawdą.
Skład tłuszczu mleka, to tłuszcze nasycone, cholesterol oraz kwasy: linolowy, linolenowy i arachidowy, które stanowią grupę niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych. Jednak zastrzeżenia budzą wyłącznie kwasy nasycone, wpływające negatywnie na stan naszego serca oraz predyspozycję do nadwagi. W szklance mleka 2% jest 2,2 g tłuszczów nasyconych, dla porównania w jednej parówce (z szynki!!) jest ich 4,2 g. Ech… oburzajmy się na mleko, jedzmy parówki…
laktoza
Większość z nas nie toleruje laktozy…. Z badań wynika, że około 20 – 30 % dorosłych Europejczyków ma niedobór laktazy (enzymu trawiącego laktozę). W takim przypadku spożycie produktów zawierających laktozę prowadzi do nadmiernej produkcji gazów, co objawia się wzdęciami, bólami brzucha i biegunką. Objawy te mogą ujawniać się nawet po wielu latach picia mleka. Mogą także dać znać o sobie po przebytej chorobie (np. tak jak u mnie po ostrym zapaleniu trzustki) czy u osób z wrzodami żołądka. Zależy to przede wszystkim od indywidualnych różnic mikroflory jelitowej każdego z nas.
Warto także pamiętać, że na rynku występują mleka o obniżonej zawartości laktozy, które z powodzeniem mogą pić osoby z jej nietolerancją. Także napoje mleczne fermentowane (kefiry, jogurty), z racji tego, że są poddane fermentacji zawierają nieco mniej laktozy. Zawarte w nich bakterie są dodatkowo zdolne do wytworzenia laktazy trawiącej cukier mleczny są często dobrze tolerowane przez osoby z nietolerancją. Kupując jednak produkty fermentowane wybieraj te bez mleka w proszku, które jest skoncentrowaną formą laktozy i może nasilać objawy nietolerancji!
Jednak nie jest to niestety rozwiązanie wszystkich bolączek. Pamiętajmy, że są to produkty o obniżonej zawartości laktozy a nie zupełnie bezlaktozowe! Zatem spożywając regularnie takie produkty przy występującej nietolerancji każdego dnia dostarczamy do organizmu pewne ilości związku, którego nie tolerujemy. Na dłuższą metę nie jest to korzystne!
Ogólna zasada diet eliminacyjnych jest taka, że lepiej raz na kilka miesięcy zgrzeszyć zjadając “normalny” produkt z nietolerowaną substancją niż każdego dnia dostarczać śladowych ilości tego związku.
Pamiętajmy także, że laktoza wspomaga wchłanianie wapnia.
nadciśnienie
Mleko powoduje nadciśnienie. Tu z kolei winą obarcza się pewne frakcje białka, które mają powodować wzrost ciśnienia tętniczego. Jednak z drugiej strony mleko zawiera wapń, który w połączeniu z witaminą D bierze udział w regulacji ciśnienia tętniczego krwi. Dzięki właściwościom obniżającym ciśnienie krwi oraz zawartości niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych mleko bierze udział w zapobieganiu takim chorobom jak: miażdżyca, choroba wieńcowa czy zawał serca.
“mleko” owsiane
mleko zakwasza
To równie absurdalny zarzut, jak ten że kasza jaglana zakwasza>> Sprawdźmy zatem: wskaźnik PRAL dla mleka jest równy 1. Przypomnę tylko, że wartości dodatnie świadczą o tym, że produkt odkwasza!
Fakt, niektóre produkty mleczne zakwaszają, ale mleko do nich nie należy! Mleko działa alkalizująco!
czy mleko jest zdrowe?
Jak rozpoznać prawdę od fałszu, nie popaść w paranoję i zachować zdrowy rozsądek?
Umiarkowane picie mleka nie ma żadnych negatywnych skutków dla naszego zdrowia. Pomimo że sama mleka nie piję od kilku już lat nie jestem przeciwniczką tego napoju.
Jeśli nie cierpimy na alergię mleka czy nietolerancję laktozy, nie stanie nam się nic złego, gdy wypijemy kawę z mlekiem czy zjemy twarożek na śniadanie. Śmiało możemy sobie też czasem pozwolić na kawałek sernika. Natomiast dla wszystkich, którzy wciąż mają pewne wątpliwości i nie są do końca przekonani do picia mleka mam dobrą wiadomość. Mleko z powodzeniem można zastąpić jogurtem, kefirem, maślanką lub też serem żółtym. A idąc w eliminacjach dalej, także i te produkty można zastąpić roślinnymi zamiennikami. To jednak wymaga pewnej wiedzy żywieniowej i skrupulatnego skomponowania menu.
Sięgając po produkty mleczne pamiętajmy, aby sięgać wyłącznie po napoje mleczne naturalne, bez wsadu owocowego czy środków słodzących. Lepiej samemu dodać świeże lub mrożone owoce, kawę czy miód sporządzając wartościowy napój czy deser.
napoje roślinne
Drugą ważna sprawą jest zawartość tłuszczu. Dla zdrowego dorosłego człowieka dbającego o zdrowie najbardziej optymalną jest 1,5 – 2 %. Pamiętajmy, że w mleku są witaminy rozpuszczalne w tłuszczach, które bez jego obecności nie zostaną wykorzystane. Mleko 0% jest więc mało wartościowe.
Jeśli natomiast chodzi o wapń, ten także da się z powodzeniem dostarczyć w odpowiedniej ilości bez nabiału. Włącz do swojego menu sezam, rukolę, mak, orzechy, kapustę, jarmuż, melasę, sardynki, migdały, ziarno amarantusa, figi, fasolę, agar agar. Pomocne mogę być również roślinne zamienniki mleka wzbogacane w wapń.
“Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną.”
Faworki wypełnione po brzegi glutenem pochodzącym z białej pszennej mąki, ze spirytusem i 10 żółtkami. Jakby co, to bez śmietany, ale oczywiście smażone – moi Rodzice są mistrzami faworków!
Oto i one, chrupiące i lekko słodkie – jedzone zazwyczaj raz do roku (na szczęście!). W porcji przedstawionej na powyższym zdjęciu jest ok. 600 kcal i +/- 30 g tłuszczu. 1 sztuka, to ok. 90 kcal 🙂
Nie mówię, że nie lubię… o nie 😉 ale nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała odchudzić tego karnawałowego przysmaku! Nie każdy może sobie pozwolić na taką rozpustę, nie każdy też chce. Zatem… co by się stało, jakbyśmy upiekli faworki?
Faworki bez smażenia – nadal są pyszne!
FAWORKI PIECZONE mają znacznie mniej kalorii i praktycznie w ogóle pozbawione są tłuszczu (tyle tylko co w żółtku). Są równie chrupiące, jak te smażone. No i co najważniejsze – także kształtem przypominają te tradycyjne 🙂
Spróbujcie, może Wam posmakują.
faworki pieczone
przepis na około 25 – 30 sztuk
1 żółtko
1 łyżka cukru lub słodzika (ksylitol, erytrol)
2 łyżki jogurtu naturalnego (ja dałam gęsty, typu greckiego)
szczypta soli
100 g mąki pszennej
ksylitol/cukier puder do posypania
Do miski dodaj żółtko, cukier, jogurt i sól i wymieszaj energicznie do połączenia się składników. Do masy przesiej mąkę i wymieszaj wszystko łyżką, następnie zagniataj ciasto ręką. Dokładnie – dość długo. Jak ciasto będzie zwarte i nie będzie się kleiło do rąk nadchodzi decydujący moment – ciasto należy porządnie napowietrzyć, aby faworki były chrupiące i delikatne. Można to zrobić na dwa sposoby – albo tradycyjnie bijąc w nie wałkiem lub uderzając kulką ciasta o stół – co najmniej 5 minut.
Po tym czasie odkładamy ciasto, aby odpoczęło – my też możemy w tym czasie odpocząć 🙂
Ostatni etap, to cienkie (sic!) rozwałkowanie ciasta (2-3 mm) i wykrawanie faworków.
Rozwałkowane ciasto kroimy na prostokąty dowolnej wielkości (mniej więcej ok. 10-15 na 3-4 cm). Następnie każdy pasek nacinamy dokładnie w środku, wzdłuż. Przez ten otwór przewlekamy końcówkę prostokąta formując faworka.
Gotowe faworki układamy na blasze i pieczemy około 5 – 10 minut w 180 st. C. Uwaga, czas pieczenia zależy od grubości na jaką rozwałkowaliście ciasto! Bardzo cienko rozwałkowane faworki zaczną się rumienić po 5 minutach, nieco grubsze po 9 – także warto pilnować piekarnika, aby nam nie przypalił faworków.
1 sztuka faworka z piekarnika, to 0,4 g tłuszczu i 20 kcal (nie licząc cukru pudru, którym je ewentualnie posypiemy). Ponad 4-krotna różnica… robi wrażenie, co? 😉
Wszystkie faworki z podanej porcji, dostarczą nam ok. 490 kcal 🙂