spoiler alert dla zaniepokojonych: NIGDY 😉 ale czytajcie dalej i udostępniajcie, bo suplementy na odkwaszenie święcą triumfy…
Na moje pytanie “czy można się zakwasić? ot tak – jedząc mięso, pijąc kawę czy alkohol” 9 na 10 osób odpowiada: “TAK! Naturalnie, przecież zakwaszenie, to bardzo powszechny problem. Prawie wszyscy jesteśmy zakwaszeni”.
Zatem, moi mili – dziś wpis edukacyjny i jak widać bardzo potrzebny.
zakwaszenie organizmu
Co to jest i z czym to się je? Nie wiem… bo coś takiego nie istnieje!
Definicja obowiązującą “w internecie” zakłada, że zakwaszenie, to wysiłek jaki organizm musi podjąć, aby utrzymać pH na stałym poziomie – przez co organizm zużywa niezbędne nam makro i mikro elementy i wydala je z moczem lub odkłada np. w postaci kamieni nerkowych. Brzmi wiarygodnie? Zatem…
jak zdiagnozować zakwaszenie?
Niestety ciężko jest zdiagnozować coś co nie istnieje. Jednak przytoczę Wam kilka badań i testów, które są wymieniane jako te rzekomo pomocne:
pH krwi Mając podstawową wiedzę z zakresu biologii powinniśmy wiedzieć, że jest ono na stałym poziomie i wynosi 7,35 – 7,45 i tylko w ekstremalnych przypadkach może się wahać (te ekstremalne przypadki, to: zatrucie alkoholem, niewyrównana cukrzyca, długotrwałe głodzenie się, długotrwała biegunka, zatrucie lekami: salicylanami lub paracetamolem). Do ekstremalnych sytuacji nie należy: ból głowy, zmęczenie, worki pod oczami, nadwaga a nawet problemy z porannym wstawaniem… (tak wiem, są sytuacje, że wstanie rano jest nadludzkim wysiłkiem, ale… nadal nie!)
niedobory składników mineralnych Pewnie każdy z nas je ma w mniejszym lub większym stopniu, jednak mogą one występować zupełnie niezależnie i nie świadczą o zakwaszeniu. Niedobory w organizmie mogą mieć przyczynę w złej diecie, nietolerancjach, toczącej się w organizmie chorobie, złym trawieniu i wchłanianiu…
na podstawie objawów To jest najczęściej przytaczana “diagnoza”, według “ekspertów” wypowiadających się w reklamach specyfików na “odkwaszenie” objawami tegoż są: wypadające włosy, zgaga, zmęczenie, wypryski, niemożność schudnięcia i moje ulubione “trudności z porannym wstawaniem”… serio?? (chyba jestem zakwaszona) 😉
żywa kropla krwi: oh c’mon
pH moczu pH moczu w przeciwieństwie do pH krwi może się zmieniać nawet kilka razy dziennie i bardzo dobrze! Niech się zmienia! Zasadowe pH moczu zazwyczaj oznacza dla nas kłopoty, a kwaśne pH moczu nie świadczy o zakwaszeniu organizmu! Co zmienia pH moczu? Na przykład bakterie występujące w moczu mogą neutralizować jego pH (zatem zasadowe pH może oznaczać np. zakażenie pęcherza moczowego – dlatego jednym z zaleceń na zakażenie układu moczowego jest picie soku z żurawiny, który obniża pH moczu eliminując tym samym zasadolubne bakterie).
układy buforowe
Pamiętajcie, że nasz organizm dąży do elektroobojętności i zrobi wszystko aby ją osiągnąć.
Oznacza to, że każde wahnięcie poza fizjologiczne pH, to walka o powrót do stabilizacji. I to właśnie dzięki tej walce, z wykorzystaniem układów buforowych organizmu pH krwi utrzymuje się na stałym poziomie niezależnie od tego jak zły styl życia prowadzimy! Bez obecności układów buforowych doszłoby do niebezpiecznego przesunięcia równowagi kwasowo-zasadowej po byle kieliszku wina czy kawałku tłustej pizzy czego skutkiem byłaby śmierć komórek (a w konsekwencji i nasza).
Czym są te tajemnicze układy buforowe? I jak organizm sobie radzi z m.in. naszymi błędami żywieniowymi? Robi to m.in. poprzez płuca oraz nerki.
regulacja oddechowa – czyli wydalanie dwutlenku węgla przez płuca (ten układ dość intensywnie aktywuje się w czasie walki o życie w trakcie śpiączki ketonowej w cukrzycy – można zaobserwować tzw. oddech gonionego psa – szybkie i głębokie oddechy kojarzone z hiperwentylacją; organizm w ten sposób chce jak najszybciej pozbyć się nadmiarowego dwutlenku węgla)
regulacja metaboliczna – wydalanie metabolitów wraz z moczem (m.in. dlatego pH moczu się ciągle zmienia)
kwasica metaboliczna E87.2 oraz E10 – E14
Skoro nie ma czegoś takiego jak zakwaszenie, to przed czym chronią nas wymienione wyżej bufory?
Pilnowanie stałego pH krwi jest niezwykle ważne, gdyż nawet niewielkie obniżenie pH krwi poza zakres normy prowadzi do… kwasicy metabolicznej (to nie to samo jednak co zakwaszenie!).
Przyczyną wzrostu substancji o charakterze kwaśnym we krwi może być zatrucie alkoholem, cukrzyca, głodzenie się, bardzo silna biegunka, zatrucie salicylanami lub paracetamolem.
Objawy kwasicy, to m.in. zaburzenia świadomości, rytmu serca oraz wzrost/spadek ciśnienia czy przytoczony wyżej oddech Kussmaula (potoczna nazwa tego objawu to “oddech gonionego psa”).
Kwasica, to bardzo niebezpieczna choroba i może prowadzić nawet do śmierci w krótkim czasie. Nie wyleczysz jej detoksem, a nawet najdroższymi suplementami kupionymi bez recepty.
dieta odkwaszająca?
No dobrze, ale skąd się wzięło to ogólne przeświadczenie, że dieta nas zakwasza? Czy w diecie nie powinny przypadkiem dominować produkty alkalizujące?
Powinny! Ale nie dlatego, że nas “odkwaszają”, tylko dlatego że najzwyczajniej w świecie są to zazwyczaj produkty zdrowsze niż te o działaniu kwasotwórczym. To warzywa, owoce, kasze, mleko…
Jeśli chodzi o składniki mineralne, to:
– zakwaszające są fosfor, siarka i chlor
– alkalizujące natomiast wapń, potas, sód i magnez.
Jeśli więc w produkcie spożywczym mamy najwięcej magnezu, to będzie on działał alkalizująco, jeśli siarki, to zakwaszająco.
Jeśli chcecie samodzielnie stworzyć swoją listę produktów o działaniu kwaso- i zasadotwórczym możecie wykorzystać do tego wzór na potencjalne obciążenie nerek kwasem (Potential Renal Acid Load, czyli PRAL).
PRAL =
(0,49 x białko [g] + 0,037 x fosfor [mg]) – (0,021 x potas [mg]
– 0,026 x magnez [mg] – 0,013 x wapń [mg])
Wartości powyżej 0 – mają działanie zakwaszające, poniżej 0 – odkwaszające.
I tak do produktów silnie odkwaszających (PRAL ujemny, nawet – 30) zaliczymy owoce suszone, koncentrat pomidorowy, awokado, chrzan, soję, ale i powidła czy mleko w proszku odtłuszczone.
Na szczycie listy produktów o działaniu “zakwaszającym” znajdziemy natomiast żelatynę (PRAL 40), dalej sery żółte i topione, mięso, podroby, ryby, ale i sezam czy pestki dyni.
Siemię lniane, to małe twarde ziarenka o orzechowym aromacie – można je dosypać do pasty kanapkowej, owsianki, sałatki, posypać nimi zupę krem albo zmiksować z koktajlem. Ze względu na neutralny smak pasują wszędzie! A co ciekawe lignany oraz kwasy omega-3 zawarte w nich nie zginą pod wpływem temperatury, więc bez baw dodajcie je także do domowego chleba czy muffin albo zafundujcie sobie siemiankę na śniadanie.
dlaczego warto jeść siemię lniane
lignany
To fitoestrogeny, czyli związki o działaniu zbliżonym do żeńskich hormonów płciowych, ale pochodzące z roślin. Inaczej – roślinne estrogeny. Badania pokazują, że regularne spożywanie pokarmów bogatych w lignany znacząco obniża ryzyko wystąpienia nadciśnienia, raka prostaty oraz raka piersi, jak również wydłuża czas życia kobiet z już wykrytym nowotworem.
Dlaczego?
Lignany działają znacznie słabiej niż estrogeny, ale działają! Do tego stopnia, że kobieta spożywająca 1 łyżkę siemienia lnianego dziennie może wydłużyć swój cykl menstruacyjny o jeden dzień (sic!). Co to dla nas oznacza? Dłuższy pojedynczy cykl w perspektywie całego życia zmniejsza ich liczbę, a to z kolei skraca czas oddziaływania estrogenów na nasz organizm… a to w końcu prowadzi do obniżenia ryzyka raka piersi.
W przypadku mężczyzn ze zdiagnozowanym już rakiem prostaty, codzienne spożywanie 3 łyżek zmielonego siemienia lnianego spowodowało zmniejszenie się rozprzestrzeniania komórek nowotworowych oraz obniżenie PSA. PSA (Prostate Specific Antygen), to białko charakterystyczne wyłącznie dla komórek prostaty, im wyższy poziom PSA tym wyższe ryzyko raka prostaty.
Czy można jeść po 18.00, czy to prawda że ziemniaki tuczą, a chudnąć trzeba 1 kg tygodniowo? Czy rano koniecznie trzeba wypić szklankę wody? Dietetyczne mity mnożą się jak grzyby po deszczu (swoją drogą – słyszałam, że grzyby są bezwartościowe – prawda czy fałsz?). Spróbujmy się z nimi rozprawić (z mitami, nie grzybami). Zapraszam na pierwszy artykuł z cyklu PRAWDA CZY FAŁSZ i zachęcam do wpisywania swoich pytań czy mitów w komentarzach!
To chyba jeden z częstszych dialogów w gabinecie dietetyka. Błonnik, w który są bogate warzywa daje uczucie sytości i zapewnia regularną przemianę materii. Chrupanie i żucie twardych warzyw, jak np. seler naciowy czy marchewka zajmuje też sporo czasu co jest dodatkowym plusem, bo nie myślimy wtedy o jedzeniu i o głodzie. Warzywa są niskokaloryczne, są zdrowe i konieczne w naszej diecie. Nie przytyjesz od chrupania ich! Jednak, to nie jest lek na całe zło i wszystkie nasze dolegliwości!
Po pierwsze, zbyt duża ilość błonnika dostarczona w krótkim czasie do organizmu może prowadzić do wzdęć i gazów – błonnik jest ciężkostrawny! Zatem, jeśli do tej pory naszym jedynym warzywem był sos pomidorowy na pizzy nie zjadajmy od razu wymaganych 5 porcji warzyw w ciągu dnia. Takie postępowanie może się skończyć bólem brzucha i krótkim stwierdzeniem “dieta jest do kitu, nie działa, idę na pizzę”. Chyba nie o to nam chodzi? Włączajmy warzywa do diety stopniowo obserwując reakcje swojego przewodu pokarmowego.
Po drugie organizm potrzebuje przerwy między kolejnymi posiłkami, aby strawić to co mu już dostarczyliśmy. Przerwy między posiłkami są konieczne, a nieustannie coś chrupiąc (nawet jeśli są to niskokaloryczne warzywa) odbierasz sobie czas na poradzenie sobie z poprzednim posiłkiem. Zachowaj więc przerwy między posiłkami. Daj sobie odpocząć i strawić to co już zjadłaś/zjadłeś. Chrup warzywa jeśli naprawdę odczuwasz głód i wiesz, że za moment będzie kolejny zaplanowany posiłek albo w czasie imprezy cz oglądania filmu, gdy do wyboru masz chipsy czy krakersy.
pieczywo chrupkie jest lepsze niż zwykły chleb
Na ten temat napisałam artykuł TU możesz znaleźć więcej na temat tego czy chrupkie pieczywo jest dietetyczne. A w dużym skrócie? Jest wiele chrupkich chlebków o naprawdę dobrym składzie – to są zazwyczaj te bez dodatków smakowych. Sięgaj po nie okazjonalnie, ale raczej jako zamiennik zwykłego pieczywa np. na kolację, jako przekąska lub zamiennik tłustych i słonych chipsów czy krakersów. Jednak nie ma co się łudzić, że ten chleb jest mniej kaloryczny i sprawi, że cudownie w błyskawicznym tempie schudniemy. Porównując wartość energetyczną kromki jest ona faktycznie mniejsza niż w tradycyjnym chlebie. Dzieje się tak dlatego, że pieczywo to jest po prostu lżejsze.
Jednak jeśli spojrzymy na kaloryczność w 100 g tu możemy się zdziwić… bo często jest ona wyższa niż “zwykłego” pieczywa.
głodówki są najlepszym detoksem
Najpierw zdefiniujmy czym jest głodówka: głodówka zaczyna się już wtedy, gdy dostarczamy do organizmu mniejszą ilość energii niż wynosi nasze zapotrzebowanie. Jeśli Twoje zapotrzebowanie (podstawowa przemiana materii) oscyluje w okolicach 1800 kcal to głodówką dla Ciebie będzie już dieta 1200 kcal! Zazwyczaj jednak głodówką nazywany jest post całkowity.
W czasie takiej głodówki do organizmu nie są dostarczane substancje odżywcze z zewnątrz w odpowiedniej dla zapotrzebowania ilości, więc organizm w celu utrzymania procesów życiowych i pracy wszystkich organów zużywa i przerabia skumulowane wcześniej zapasy, odwadnia się oraz spowalnia procesy metaboliczne.
W czasie pierwszych 2-3 dni niejedzenia uczucie głodu powoduje duże rozdrażnienie, denerwuje nas widok, zapach jedzenia a nawet rozmowy o nim! W tym czasie można zaobserwować dużą utratę masy ciała (nawet 4 kg w ciągu 3 dni) co motywuje i zachęca do dalszego głodowania… Następuje też rozkład glikogenu skumulowanego w wątrobie oraz usuwany jest nadmiar sodu (znikają obrzęki). Mogłoby się wydawać, że same plusy! Po kilku dniach zaczynamy się czuć naprawdę fajnie! Niestety im dłużej się głodzimy tym jest gorzej.
Po pierwszym tygodniu uczucie głodu co prawda zanika – następuje bowiem rozkład tkanki tłuszczowej na glicerol i kwasy tłuszczowe (kwasy tłuszczowe przenikają do pustego żołądka i aktywują cholecystokininę, hormon mający m.in. działanie hamujące uczucie głodu, dlatego w tym czasie głodówki nie odczuwa się głodu). W tym czasie pojawia się także nieprzyjemny zapach acetonu z ust, a to pierwszy objaw kwasicy (znak że nasz organizm jest zakwaszony… a to nie wróży nic dobrego). Ten rodzaj kwasicy następuje w sytuacji kiedy w celu produkcji energii do życia następuje spalanie tłuszczów a nie glukozy, w wyniku czego dochodzi do produkcji ciał ketonowych.
W jaki sposób najlepiej i najbezpieczniej się “odtruć”? Naszym centrum detoksykacyjnym są dwa narządy: wątroba oraz nerki. Zadbajmy o te dwa narządy i wspomóżmy ich działanie odpowiednimi pokarmami, to najlepszy sposób na detoks.
chcąc się odchudzić, trzeba liczyć kalorie
Podczas odchudzania należy skupić się na wielkości porcji, w miarę regularnych posiłkach oraz urozmaiceniu diety. Od liczenia kalorii są dietetycy 😉 ale nie myślcie sobie że tylko tym się zajmuję! Nasze ciało nie działa zero-jedynkowo, to skomplikowana machina i sieć naczyń połączonych. Nie kalorie są najważniejsze.
Na początku swojej przygody z nowym, zdrowym stylem życia warto się skupić na kaloriach, ale tylko po to, aby choć trochę “liznąć” wiedzy żywieniowej. Aby zdobyć pewne podstawy dietetyki i wiedzę nt. wartości energetycznej pewnych, najczęściej przez nas wybieranych produktów. Jednak na dłuższą metę nie ma sensu skrupulatne przeliczanie kalorii czy ważenie każdego listka sałaty, plasterka wędliny czy kromki chleba.
Skupmy się na jakości jedzenia, na tym czy posiłek tylko nas nasyci czy też przy okazji odżywi nasz organizm. Zwróć uwagę na to w jaki sposób i gdzie spożywasz posiłki, czy jedzenie sprawia Ci przyjemność czy zmuszasz się do niego “bo to zdrowe”. Wsłuchaj się także w organizm i oceń czy dany pokarm Ci służy, to że coś z definicji jest zdrowe nie oznacza, że będzie działało korzystnie na każdego.
Nie jestem fanką restrykcyjnych diet, podobnie jak wielu moich pacjentów lubię jeść i wierzę da się połączyć smaczne jedzenie z nieliczeniem kalorii i odchudzaniem.
light znaczy chudo
Light na opakowaniu oznacza, że produkt jest 30% mnie kaloryczny od jego “normalnego” odpowiednika. Takie produkty często jednak mają inne niespodzianki. Mniej tłuszczu, ale więcej cukru plus zagęstniki, mniej cukru, ale 4 różne słodziki o nie do końca pewnym wpływie na zdrowie. Raczej nie o to nam chodzi – pamiętaj, że czasem zdrowiej jest zjeść coś co ma trochę więcej kalorii niż faszerować się gumą guar, żelatyną czy różnymi dziwnymi słodzikami.
Warto też uważać na produkty FIT, 0% czy SLIM. Te produkty mogą kryć w sobie co tylko producent sobie wymarzy… Nie zawsze też oznaczają niską zawartość tłuszczu, cukru czy niższą kaloryczność. Takie produkty często mogą mieć nawet nieco więcej kalorii oraz wiele dodatkowych nie pożądanych składników. A zdarzało się, że jedyną różnicą był np. wizerunek szczupłej pani na opakowaniu 😉 Im większy napis SLIM na pudełku tym więcej czasu spędźcie na studiowaniu etykiety.
I jeszcze jedno: produkty tego typu, nawet jeśli mają niższą kaloryczność nie oznaczają, że możemy ich zjeść więcej 😉
Znacie jakieś dietetyczne mity?? Napiszcie o nich w komentarzach 🙂